Lato, 2014
oczami Anny
Wychodząc
z samolotu poczułam orzeźwiającą bryzę morza, ponieważ lotnisko położone było
niedaleko plaży. Inni ludzie ze zwykłego przedziału zdychali z gorąca i widząc
moje zdziwienie, mierzyli mnie nieprzyjaznym wzrokiem. Były to osoby bez
kompletnego doświadczenia w podróżowaniu. Porozumiewałam się z innymi nie po
języku ojczystym, a więc stwierdzili, że jestem cudzoziemką i nie mieli zastrzeżeń
do tego, żeby mnie obgadywać.
– Popatrz jakie biedne dziecko – usłyszałam
rozmowę starszych osób. – Pewnie jej rodzice to milionerzy. Mają dużo kasy i
podróżują nawet na wczesne lato. W Turcji o tej porze! Pfff… powinna się zabrać
za naukę, a nie latać tu i tam! Założę się, że także jest głupia jak but.
Zignorowałam
ich. Dla niektórych byłam tą ,,księżniczką”, która dostaje tego, czego
zapragnie i niczego jej nie braknie. Mylą się co do mnie. Czasami czuję się jak
marionetka, która podróżuje z ojcem, gdyż nie ma z kim ją zostawić. Nigdy nie
zaprzyjaźniałam się z kimś na stałe, a jak miałam przyjaciółkę, kolegowała się
ze względu na majątek. Ciągle powtarzała, jakie ja mam szczęście, bo zwiedziłam
połowę świata. Z tego powodu bardziej rozumiem osoby różnej nacji. Zwracają
uwagę tylko na to, jakim człowiekiem jestem. Tacy ludzie mają coraz lepsze
znaczenie w moich oczach. Moim motto jest to, aby kierować się tym, co ma się w
duszy, a nie jak się wygląda bądź jaki jest jego dobrobyt.
– Chodź Anno. Pojazd już czeka. – tata wziął
moją walizkę i zaprowadził mnie do podwozia. – Zobaczysz, będziemy mieli
świetną siedzibę interesu.
– Cieszę się z twojego sukcesu.
– Ale jedziemy na razie do twojego domu.
Zaczęłam
zastanawiać się, co knuje.
– Do mojego domu…? Takiego własnego, tylko dla
mnie?!
– Chcesz tam jechać czy nie?!
– Oczywiście, że tak.
– A
więc ucisz się na chwilę. – mówiąc to, związał mi opaskę na oczy.
Jazda
nie trwała długo, chociaż z chwili na chwilę coraz bardziej dłużyła się. Myślałam,
czemu ojciec popełnił taką decyzję. A może ma mnie dosyć? I gdzie będzie
mieszkał? Nie byłam przyzwyczajona do takiej swobody. Mój tata zwykle trzymał
mnie krótko, traktował jako obowiązek przeszkadzający mu w robocie.
Gdy
dotarliśmy na miejsce, odwiązał mi bandanę z oczu, po czym rzekł:
– I jak ci się podoba twoje nowe królestwo?
Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom. Był to nowoczesny dom znajdujący się na plaży.
Gdy na dworze wchodziło się po schodkach, można było zrelaksować się na białym
narożniku. Powyżej znajdowało się jeszcze takie samo wejście, gdzie były leżaki
i palmy podtrzymujące firanki z miękkiej tkaniny, które stanowiły część sofy.
Po raz kolejny trzeba pokonać malutką ilość tych schodków, żeby zjeść przed
stołem i delektować się posiłkiem wraz z gronem przyjaciół. Ojciec rzucił mi do
ręki przycisk, za pomocą którego otwierała się brama wbudowana w dom prowadząca
do siedziby. Dzięki niedużemu wzniesieniu
wchodziło się na pomieszczenie, w którym po lewej był salon, kuchnia, a także
jadalnia, a po prawej stronie łazienka i schody prowadzące na górę. Obok
schodów znajdowała się kopia posągu Afrodyty z Melos. Podłoga była wykonana z
ciemnego drewna. Dominującym kolorem był biały. Na drugim piętrze
najważniejszym pomieszczeniem był mój pokój. Wielkie łóżko z pastelowymi
poduszkami od razu przykuło moją uwagę. Powyżej znajdywała się średnia
fototapeta mapy świata z zaznaczonymi miejscami, w których byłam. Małe lampki
rozchodziły się na cały pokój i stanowiły ciekawy element oświetlenia. Łatwo
mogłam zauważyć duży łapacz snów wiszący na ramieniu łoża. Po drugiej stronie
pokoju było biurko i biblioteczka z moimi ulubionymi książkami mistrza Stephena
Kinga oraz garderoba. Tym, co mnie najbardziej zaskoczyło był ogromny balkon ze
srebrną balustradą. Na balkonie dostrzegłam sofę, a tam stolik do kawy; dwa
leżaki oraz stół jakby wyciągnięty z filmu, w którym para przy świecach spożywa
romantyczną kolację. Wszystko było białe. Lecz w tym wszystkim najpiękniejszy
był widok zapierający dech w piersiach. Widziałam dosłownie całe morze.
– Kocham Cię, tatku. – zapłakana przytuliłam
się do ojca. – Nie musiałeś się tak wysilać. Przecież nie będziemy tutaj długo…
–
Oj, mylisz się. Nie wiemy, ile tutaj będziemy.
Na pewno długo, więc stwierdziłem, że skoro będziesz już dorosła, muszę ci czym
prędzej zapewnić warunki na mieszkanie. – odczułam szczęście w jego głosie,
lecz kiedy na niego spojrzałam, zaczął robić się coraz bardziej poważny i
uśmiech zszedł mu z twarzy.
– Myślę, że będziemy dobrze się bawić podczas
tego długiego pobytu. – przyznałam.
– Pewnie tak. Ale moja droga, zafundowałem ci
dom, jest bardzo duży i ma przy sobie plażę, więc może pozwolisz na to, bym
zorganizował imprezę z okazji nowej siedziby? Wiesz, tak jak zawsze. A interes
kręci się w wieżowcu, a tam raczej nie ma takich warunków na balangę. –
powiedział.
Niechętnie
pokiwałam głową. Nie przepadam za imprezami, zabawa to coś nie w moim stylu.
Ale jak tata podawał takie argumenty, że dał mi piękne domostwo z plażą, to jak
tu się nie zgodzić.
– Ale obiecuj, że niczego nie zepsujecie i
będziecie przebywać tylko na dole.
– Tak.
– Trzymam cię za słowo – zakończyłam rozmowę.
23. 06. 2014
oczami Ahmeda
Przejeżdżałem
motorem wokół plaży z Salimem, Muhannadem i Fakhir’em oraz jego dziewczyną
Hessą. Na chwilę zatrzymaliśmy się, aby napoić się przed obok stojącą budką z
zimnymi napojami. Od razu wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów Marlboro,
którą wczoraj wykradłem z samolotu lecącego z Polski. Papierosy były dla mnie
przyjemnością. Po prostu nałogiem. Mam pieniądze, lecz nie chcę ich wydawać,
więc zwykle kradnę. Na szczęście jestem na tyle przytomny, żeby oszczędzać
liry* na ważniejsze rzeczy.
– Ahmed, słyszysz? Znowu ktoś organizuje bibę.
– odezwał się do mnie Salim, po czym dodał. – Miejmy nadzieję, że nie upijają się do obrzygu.
– Sprawdźmy zatem – powiedziałem stanowczo. Jako
muzułmaninie byliśmy przeciwnikami picia alkoholu.
– Ale jak masz zamiar to wykonać? Przecież nie
przedrzemy się przez ich dom… Może lepiej nie przeszkadzajmy im? – zwątpiła
Hessa. Dziewczyna Fakhira była totalnym przeciwieństwem chłopaka. Żyła w jego
cieniu, natomiast on był bardzo porywczym człowiekiem. W naszej grupie jestem
zdecydowanym przywódcą, a on mimo swojej cechy charakteru bał się mnie.
– Nawet nie myśl, żeby to przerywać. Pewnie
wszyscy nie mają pojęcia, co się dzieje zewnątrz, no i daje to nam wielką
przewagę na przedarcie się. – widocznie nikt nie buntował się mi, toteż przez
otwartą bramę przeszedłem z wyjątkową łatwizną. Smutnie obserwowałem, jak
ludzie tracą swoje życie opijając się. Nie w sensie, że popełniają teraz
samobójstwa, tylko wciągają się w wir nałogów. W chwili pomyślałem, że to ja…
,,Daj spokój Ahmed. Po prostu zabierz im to
piwsko” – pomyślałem.
Pierwsze, co
zrobiłem, to zbiłem wielki szklany wazon wina.
– Do cholery, co ty wyrabiasz! – szturchnął
mnie jakiś bogacz z dużą ilością piwa, gadając po nieznanym dla mnie języku.
Byłem pewny
tego, co zrobiłem. Zabrałem mu napój, po czym zacząłem uciekać przed tym
tyranem. Przyspieszałem biegu. Co jak co, ale na czterdziestolatka miał dobrą
kondycję. Powoli w ogóle nie patrzyłem do przodu. Dziadek sobie poszedł, bo
stwierdził, że ma jeszcze więcej piwska, a ja przez przypadek wylałem całe piwo
na pewną dziewczynę.
– Boże… Przepraszam cię! Nie widziałem, nie
chciałem… – mówiłem po angielsku.
– Kuźwa! Popatrz, coś mi zrobił. Jak teraz
wyglądam?! A może ty chcesz tego samego, co?! – mówiąc to, nieznajoma wzięła
flaszkę i zrobiła to samo. Powoli traciłem całą cierpliwość.
– Chcesz kąpieli, tak?! No to sobie masz! –
wepchnąłem ją do basenu.
– Ty chuliganie! Nie wybaczę ci tego! – nawet
nie skapnąłem się, kiedy z całej siły pociągnęła mnie za nogawkę i wpadłem do
wody.
Rozpoczęła się
kłótnia w wodzie bez słów. Nurkując popychaliśmy się wzajemnie, nie chcąc
własnej obecności. Ale jakaś siła kazała mi coś zrobić pożytecznego. Złapałem
ją w pasie, po czym przyciągnąłem i zacząłem namiętnie całować.
Ku memu
zdziwieniu, dziewczyna także nie traciła entuzjazmu. Tonęliśmy w swoich
objęciach. Aż delikatnie odepchnęła mnie, szczerze spojrzała i wyszła z basenu.
Zrobiłem to samo, jakby żałując działania.
– Ojcze. – podeszła do starego gbura. – Możesz
się z waszą ekipą przenieść na plażę?
– Oczywiście. Już nas nie ma. – nie mogłem
wierzyć słowom tyrana. Wszyscy w mig wyszli. Zostałem tylko ja i ona.
Przez pół
minuty obserwowaliśmy siebie w ciszy. Aż rzekłem:
– Przepraszam, że tak zareagowałem.
– Ale ja niczego nie żałuję. Jak masz na imię?
– Ahmed. Ahmed Jawhad Malik. – uśmiechnąłem się.
– Ja nazywam się Anna Walczak. Miło mi –
podała mi dłoń.
– Anna. Piękne imię. Skąd pochodzisz?
– Ja z Polski. I wiem, że u was tylko czyhają
na taką polkę. – zesmutniała.
Przybliżyłem
się do niej i przytuliłem. Poczułem, że dawno nie darzyłem sympatią tak nikogo.
Zaczęła się wesoło uśmiechać.
– Widzę, że odnalazłam bratnią duszę. –
dziewczyna odwzajemniła gest.
– Fajnie, gdybyśmy czasem się spotykali.
Intrygujesz mnie. – posłałem jej znaczące spojrzenie.
Dzień później
oczami Anny
Ahmed i ja
przez ten dzień staliśmy się prawdziwymi przyjaciółmi. Już odliczałam czas,
kiedy spotkamy się następnym razem. Zaczęłam czuć motylki w brzuszku.
Wiedziałam, że niezależnie od wszystkiego mogę na nim polegać. Nie staram się
zapomnieć o tym, co stało się niedawno. Nie mogę się doczekać, gdy nasza
przyjaźń rozwinie się jeszcze bardziej. Bo o to we wszystkim chodzi, żeby
jeszcze bardziej poznawać siebie.